Daj się znaleźć z każdego miejsca na Ziemi.

Technikalia     152

Nasze motolotnie czy samoloty ultralekkie mają coraz lepsze osiągi. Długie loty, czasami w trudnych warunkach nie są już czymś szczególnym. Coraz częściej wybieramy się w dłuższe trasy, planujemy odległe loty i lotniczą eksplorację do nie dawna niedostępnych terenów. Warto przy tej okazji zastanowić się nad dodatkowymi środkami bezpieczeństwa, które szczególnie w dalszych lotach mogą w krytycznych sytuacjach okazać się bardzo pomocne. Mam tu na myśli urządzenia o nazwie PLB (Personal Locator Beacon), które pozwalają w krytycznej sytuacji wezwać profesjonalną pomoc w każdym zakątku świata. Urządzenia może nie są potrzebne w typowym lataniu „wokół komina” ale na dłuższe wyprawy mogą już stanowić pomocne wyposażenie. W tym artykule będę chciał Wam przedstawić moje – podkreślam subiektywne - wrażenia z zakupu, rejestracji i użytkowania takiego urządzenia.

Co wybrać?
Na rynku są dwa główne segmenty urządzeń, które mogą posłużyć do wezwania pomocy w krytycznych sytuacjach. Pierwszy typ to wspomniane PLB – oraz ich wszystkie odmiany jak ELT - montowane w samolotach i aktywowane po rejestracji znaczącego przeciążenia oznaczającego najczęściej zderzenie czy pławy EPIRB używane na jednostkach pływających i aktywowane przez kontakt z wodą. Drugi typ to urządzenia typu SPOT, które w zależności od wersji – poza wezwaniem pomocy pozwalają na przesłanie informacji o statusie podróżnika w postaci krótkiego tekstu lub umownego sygnału „OK”. Urządzenia typu SPOT wydają się dużo bardziej ciekawe, uniwersalne i funkcjonalne.

Ja jednak – wybrałem typowy nadajnik PLB. Dlaczego? Przed zakupem bardzo dokładnie przeanalizowałem zasadę działania obu systemów i przeczytałem dziesiątki opinii na temat urządzeń wyrażonych między innymi przez osoby pracujące w służbach ratunkowych. Im więcej zbierałem informacji – tym bardziej byłem przekonany do zakupu PLB. Dobrym wskaźnikiem jest też statystyka obu systemów. Urządzenia klasy EPIRB/PLB/ELT uratowały blisko 30.000 osób. SPOT aktualnie „ma na liczniku” niespełna 6000 uratowanych. Poniżej opisuję kilka znaczących różnic w obu rozwiązaniach.

Nadajniki SPOT są oferowane przez komercyjną firmę i jest to typowo biznesowe rozwiązanie. W ostatnich latach raportowane były problemy z działaniem systemu. Inaczej jest w przypadku urządzeń PLB, które są obsługiwane przez organizację Cospas-Sarsat. W jej skład wchodzi około 60 krajów. Sama infrastruktura satelitarna Cospas-Sarsat jest utrzymywana przez wojsko i jak dotychczas nie zarejestrowano przerw w działaniu systemu.

System SPOT jest oparty na komercyjnych satelitach, które nie pokrywają całej powierzchni globu. „Dziury” nie muszą być dla każdego pilota znaczące ale w porównaniu z systemem Cospas-Sarsat, który działa absolutnie wszędzie – łącznie z biegunami – różnica jest znacząca. Moc nadajników w obu systemach jest istotnie różna – na korzyść PLB. Dodatkowo nadajniki SPOT działają na częstotliwości 1.6GHz w przeciwieństwie to urządzeń PLB wykorzystujących częstotliwość 406MHz, dla której propagacja fal radiowych jest dużo bardziej odporna na przeszkody. Obie te różnice sprawiają, że nadajniki PLB mają zdecydowanie lepszy zasięg. W sieci można znaleźć mnóstwo informacji o problemach z działaniem SPOT np. w zalesionym terenie.

Kolejna różnica to… koszty. Samo urządzenie typu SPOT jest nieco tańsze od PLB ale… urządzenia SPOT wymagają do działania wykupienia abonamentu w przeciwieństwie do PLB gdzie użytkowanie jest bezpłatne. Mniej więcej po roku użytkowania koszty się zrównują, a każdy kolejny rok użytkowania to w przypadku PLB oszczędności.

Jak to działa?
Tu skupię się wyłącznie na typowym osobistym nadajniku. Jego uruchomienie następuje ręcznie przez użycie specjalnego przycisku. Wcześniej należy rozwinąć antenę. W moim modelu antena to specjalny, bardzo wytrzymały pasek węglowy, który złożony nie wystaje poza obudowę urządzenia. Dla dodatkowego zabezpieczenia w moim modelu złożona antena blokuje przycisk uruchamiający. Dzięki temu nie da się uruchomić nadajnika bez rozwinięcia anteny. Po przyciśnięciu przycisku uruchamiającego nadajnik natychmiast wysyła krótkie, cyfrowe impulsy radiowe pełną mocą i jednocześnie rozpoczyna wyliczanie lokalizacji w oparciu o wbudowany GPS. Nadajnik wysyła impulsy radiowe bez przerwy, aż do wyłączenia lub wyczerpania baterii. Po ustaleniu pozycji GPS nadajnik dodaje do cyfrowej transmisji lokalizację GPS. Co ważne – system Cospas-Sarsat jest w stanie namierzyć nadajnik nawet bez danych z GPS ale może to zająć do 40 minut. Przy użyciu GPS cały proces powinien zając nie więcej niż 3 minuty. Jak to się dzieje, że PLB zostanie zlokalizowane bez GPS? System Cospas-Sarsat składa się z dwóch grup satelitów. Pierwsza to siatka satelitów geostacjonarnych, które „widzą” cały glob ale ponieważ nie poruszają się w stosunku do powierzchni ziemi nie są w stanie namierzyć nadajnika. Druga grupa to satelity poruszające się wokół globu po niskiej orbicie. Te satelity dzięki efektowi Dopplera mogą wyliczyć pozycję nadajnika. Te 40 minut to właśnie maksymalny czas po jakim nadajnik zostanie dostrzeżony przez tę grupę satelitów.

PLB z rozwiniętą anteną w trakcie testu.

Po odebraniu sygnału ten jest przekazywany do LUT (Local User Terminal) – technicznego obiektu służącego do komunikacji z satelitami. LUT przekazuje informacje o alercie do odpowiedniego geograficznie MCC czyli Mission Control Center. MCC lokalnie koordynuje akcję ratunkową. Co ważne – jeżeli MCC znajduje się w innym kraju niż miejsce rejestracji nadajnika ratunkowego to alert dodatkowo jest wysyłany do „rodzimego” MCC. Ma to na celu usprawnienie akcji ratunkowej i np. pozyskanie dodatkowych informacji przy użyciu „rodzimego” MCC. To w MCC analizowane są dane odebrane z nadajnika i dodatkowo odnajdywane są dane w bazie rejestracyjnej. I tu ważna dygresja. Każdy nadajnik ratunkowy typu PLB powinien zostać zarejestrowany. Przy jego rejestracji należy podać cały zestaw informacji określających użytkownika, jego dane kontaktowe, adres oraz dodatkowe dane kontaktowe np. do członka rodziny lub firmy czy instytucji, która może mieć dodatkowe informacje o użytkowniku wzywającym pomocy. W bazie są też rejestrowane informacje o charakterze użytkowania nadajnika (osobisty/lotniczy/morski). Te dane są właśnie wykorzystywane przez MCC. Jak wygląda praktycznie procedura rejestracji – opiszę nieco dalej.

MCC komunikuje się z RCC czyli Rescue Coordination Center. To RCC bezpośrednio wysyła zespół mający udzielić pomocy. Może być to śmigłowiec, okręt ratowniczy, wydzielony oddział Policji czy Straży Pożarnej. Jak się to dokładnie odbywa decyduje właśnie RCC na danym terenie uwzględniając informacje otrzymane z MCC. Przykładowo w USA w wypadku wezwania pomocy na lądzie automatycznie powiadamiana jest specjalna komórka Policji podlegająca lokalnemu Szeryfowi. RCC może oczywiście jednocześnie uruchomić np. śmigłowiec SAR (Search and Rescue).

Większość zespołów dedykowanych do udzielania pomocy w ramach tego systemu jest też wyposażona w specjalne odbiorniki sygnału 121.5MHz. Starego analogowego sygnału ratunkowego, którego właściwie nie używa się już do typowego wzywania pomocy. Obecnie nowoczesne PLB mają wbudowany dodatkowo nadajnik małej mocy pracujący właśnie na tej częstotliwości. Dzięki temu mogą być one dodatkowo precyzyjnie namierzane.

Jak zakupić i zarejestrować PLB?
No cóż – kupno to właściwie dopiero początek. Polecam skorzystanie z wyspecjalizowanych, lokalnych firm. Urządzenia PLB można bez problemu kupić np. na Amazon.com ale jak napisałem wcześniej kupno to dopiero początek. Każde urządzenie PLB powinno posiadać specjalny 15 znakowy indywidualny kod. Ważne jest to, że kod ten zawiera informacje o kraju użytkownika. Dlatego właściwie zawsze po zakupie PLB musi zostać przeprogramowane. Powinien zrobić to sprzedawca. Prawidłowo zaprogramowany PLB ma specjalną naklejkę z kodem i imieniem i nazwiskiem użytkownika (w wypadku ELT będzie to znak statku powietrznego). Dodatkowo otrzymujemy certyfikat programowania, który poza kodem zawiera informacje o ważności baterii i raport z testu urządzenia.

Kiedy mamy już zakupiony i odpowiednio zaprogramowany PLB musimy… uzyskać pozwolenie radiowe. W różnych krajach jest różnie ale w Polsce nadajniki PLB z uwagi na dużą moc nadajnika (5W) wymagają uzyskania pozwolenia radiowego w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej. Nie jest to procedura szczególnie uciążliwa ale niestety odpłatna. Koszt pozwolenia wydawanego na 10 lat to 82 złote. We wniosku podajemy podstawowe parametry urządzenia. Musimy też dołączyć zdjęcie tabliczki/nalepki z numerem seryjnym oraz deklarację zgodności CE. Wniosek z dokumentami można złożyć osobiście, przesłać pocztą tradycyjną lub złożyć przez elektroniczne biuro podawcze podpisując dokumenty np. ePUAPem. Ja osobiście skorzystałem właśnie z tej trzeciej opcji. UKE ma niestety, aż sześć tygodni na wydanie pozwolenia ale to tylko górna granica. Ja swoje pozwolenie znalazłem w skrzynce pocztowej (tradycyjnej, bo tylko tak jest dostarczane) w niespełna dwa tygodnie. Z dat na dokumencie widać, ze urząd procesował całość około tygodnia.

PLB z widoczną nalepką po reprogramowaniu.

Mamy już pozwolenie radiowe – możemy używać nasze PLB… nic z tych rzeczy. Jak pisałem wcześniej niezbędna jest rejestracja PLB i naszych danych kontaktowych oraz danych kontaktowych do osoby lub instytucji, która może udzielić o nas informacji w wypadku akcji ratunkowej. Tu procedura również wyglądać różnie w różnych krajach. Niektóre kraje pozwalają nawet na samodzielną rejestrację przez Internet. W Polsce – jak i wielu innych krajach - za wprowadzanie danych do bazy systemu Cospas-Sarsat odpowiada… Urząd Lotnictwa Cywilnego, gdzie do obsługi tego procesu oddelegowana jest specjalna osoba. Tym razem rejestracja nie wymaga żadnych opłat, a całość możemy załatwić zwykłym emailem. Na specjalnym formularzu podajemy wszystkie szczegółowe informacje o naszym urządzeniu, dane kontraktowe, o których pisałem wcześniej, charakter użytkowania itd. Procedura jest prosta, szybka, a pracownik ULC jest bardzo pomocny i odpowiada chętnie na wszelkie pytania. Decyzję ULC o wpisaniu „nadajnika niebezpieczeństwa” – bo tak się formalnie nazywa PLB – otrzymałem emailem w ciągu dwóch dni. Pocztą tradycyjną – kilka dni później. Co ciekawe decyzja – zgodnie z moim wnioskiem – określa urządzenie PLB jako nadajnik osobisty i… pokładowy. A to oznacza, że np. w składanym planie lotu możemy umieścić w Remarks/Uwagi stosowną informację. Uwaga! PLB to nie ELT (działa identycznie ale jest inaczej uruchamiane) dlatego posiadając PLB nie powinniśmy zaznaczyć opcji E w sekcji 19, Radiowe urządzenia ratownicze w składanym planie lotu.

Wszystko gotowe - co dalej?
Użytkowanie urządzenia jest bardzo proste i sprowadza się do… zabierania go ze sobą. Pamiętajmy, że możemy je używać nie tylko w trakcie naszych lotów. Możemy je zabierać praktycznie wszędzie. Co ważne – producent zapewnia, że nie powinniśmy mieć problemu z wniesieniem PLB na pokład samolotu liniowego. Zastrzega jednak, że najlepiej upewnić się wcześniej kontaktując z lokalnymi służbami i żeby zabierać ze sobą ewentualne dokumenty potwierdzające rejestrację i posiadanie pozwolenia radiowego. Warto pamiętać o testowaniu urządzenia. W instrukcji procedura jest dokładnie opisana. Producent zaleca, żeby testy wykonywać tuż przed podróżą lub raz w miesiącu. Testowanie jest o tyle ważne, że sprawdzana jest cała elektronika, stan baterii i poprawność działania GPS. Co ciekawe w trakcie pełnego testu – nadajnik emituje pełny sygnał, który jest jednak specjalnie znakowany. Warto też pamiętać, że testy nadajnika, który posiada opcję nadawania dodatkowego sygnału na częstotliwości 121.5MHz powinny być wykonywane w pierwszych pięciu minutach po każdej pełnej godzinie. Sygnał na tej częstotliwości to analogowa transmisja i nie ma możliwości odróżnienia sygnału testowego od alarmowego. Dlatego przyjęło się, że krótkie transmisje w tym zakresie czasowym są traktowane jako testy. Raczej nie powinniśmy się obawiać, że sygnał zostanie błędnie zinterpretowany gdyż w PLB moc na tej częstotliwości jest bardzo mała (80mW), ma ograniczony zasięg i ma służyć jedynie dodatkowemu precyzyjnemu namierzaniu przez ratowników będących w bezpośredniej bliskości.

Dwa słowa o... kosztach.
Urządzeń PLB jest na rynku sporo. Nie są najtańsze ale należy pamiętać, że te urządzenia muszą spełniać bardzo rygorystyczne normy. Muszą być bardzo trwałe, z reguły wodoodporne czy wręcz pływające (jak mój model) i wyposażone w bardzo trwałą i wydajną baterię. Każde PLB jest testowane przez Cospas-Sarsat i otrzymuje specjalny raport dopuszczający. Tu nie ma kompromisów. Model, który wybrałem kosztował nieco ponad 1200 zł brutto. Dodatkowe koszty to 82 zł za pozwolenie radiowe. Urządzenie powinno funkcjonować przez 5 lat (lub nieco krócej – szczegóły w certyfikacie konkretnego urządzenia). Po tym czasie konieczna jest wymiana baterii, która może być robiona wyłącznie przez przedstawiciela producenta. Samo urządzenie jest jednorazowe tzn. po użyciu w trybie alarmowym należy urządzenie wymienić lub co najmniej zmienić baterię. Ale to nie powinien być problem, bo producent… gwarantuje bezpłatną wymianę na zupełnie nowy egzemplarz w wypadku użycia PLB w celach ratunkowych. Warunkiem jest jedynie opisanie swojej historii, która jest potem publikowana na stronie producenta w sekcji Survivors https://www.acrartex.com/survivors/ Jak widać odrobinę zachodu użytkowanie PLB kosztuje – a to wszystko z nadzieją, że to wszystko nigdy się nie przyda… taki paradoks...


P.S. Powyższy artykuł nie jest tekstem reklamowym. Niestety ale PLB zakupiłem z własnych środków, a producent, dystrybutor, operator systemu Cospas-Sarsat, UKE, ULC – nad czym ubolewam - w żaden sposób mi się nie odwdzięczyli :)

Ryszard Lewandowski, 2018-11-30 11:49:35

Polub, Udostępnij, Skomentuj ten artykuł na Facebooku